Po kilku dniach znajdujemy łódkę (tzw.wodną taksówkę), która przerzuca nas na drugą mniejszą z dwóch położonych koło siebie wysp czyli Kecil. Wskakujemy z plecakami do wody po pas na długiej fantastycznej plaży Pasir penjang.
„Yoouu brother” – wita mnie machając do nas z daleka rastaman z długimi dredami – chodźcie do nas na śniadanie! - woła
Zamawiamy i po pół godzinie krzyczymy – „yoouu brother”, gdzie nasze śniadanie? , aaa zapomniałem – odpowiada.
No i tak to wyglądało codziennie :)
Zaprowadzili mnie do domku na balach, dziura w podłodze, szafa bez jednej połowy drzwi, ogrodniczy wąż zamiast prysznica, wielki wypasiony karaluch zapieprza po podłodze, a z tarasu przejrzysty widok na całą plażę – to co szefie może być?
Yahhaa… biorę jest pięknie! (cena 50 ringit)
Wieczorem sok z ananansa i świerzy kokos pod palmami na plaży. Motorówki przestały kursować, a na wyspie nie ma ani skuterów ani samochodów, więc słychać tylko szum fal...Niesamowita magia jest na tych malezyjskich wyspach i niesamowita magia jest tutaj...
Jak ktoś ma dobry aparat fotograficzny ,to może sobie zapolować na żółwie pod wodą. Wyspy Parhentian są znanym miejscem wylęgania się żółwi morskich dla żółwia szyldkretowego (Hawksbill) i żółwia zielonego (green). Kiedyś było to miejsce wylęgu wielu setek żółwi. W tej chwili głównie za przyczyną działania platform wiertniczych ropy oraz pływających tankowców populacje te rok do roku zmniejszają się.
Drugiego dnia chcemy przejść wyspę lasem tropikalnym. Gubimy się w gęstej dżungli, ale wychodzi dwóch Buszmenów, więc pytamy o drogę. Rozmawiam z nimi chwilę i coś mi nie pasuje.
- Where are you from? – pytam
- From Poland, from Warsaw – odpowiada.
- Aaaa, no to Dzień dobry!
Chłopaki zakotwiczyli na dłużej, bo im lot odwołano z powodu wulkanu, który wybuchł na Islandii, no i się trochę zapuścili…