Opuszczając Singapur mieliśmy się zatrzymać w Johor Bahru no i zatrzymaliśmy się, ale ani ulice przygranicznego miasta, ani kręcący się po nich podejrzani ludzie, nie zachęcały do dłuższego postoju. Szukaliśmy więc opcji ,żeby się stamtąd wydostać jak najszybciej.
Opcja była już tylko jedna – nocny autobus do Penang, który ruszał za dziesięc minut. W Penang co prawda już byliśmy, ale po pierwsze stamtąd wszędzie można się było dostać, bo był tam jeden z ważniejszych węzłów komunikacyjnych, a po drugie i tak oszczędzaliśmy na hotelu jadąc w nocy. Koszt pojedynczego biletu wyniósł 44 ringit, a już o piątej rano przejechaliśmy długi most na morzu i dojechaliśmy do wyspy wysiadając przy stacji autobusów Sungai Nibong.
Od razu obskoczyli nas niezrzeszeni tasówkarze wietrząc dobry zarobek i propnując podwózkę do znacznie oddalonego miasta. Pierwsze oferty z miejsca przekraczały jakiekolwiek normy przyzwoitości, nawet jeśli chodzi o taksówkarzy. No, ale skoro europejczyk podróżuje z azjatką to pewnie musi mieć facet gruby portfel.
Ucinamy ich szybko mówiąc - "O nie ,nie panowie my znamy tą wyspę za rogiem mamy autobus do George Town za grosze" - "ale autobus teraz nie jeździ tylko dopiero za godzinę" – odpowiadają - "Akurat! My znamy te wasze taksówkarskie numery, bujać to my, a nie nas – powiedzieliśmy z cwanymi uśmiechami na twarzy. Mineliśmy taksówkarzy ,doszliśmy do przystanku, zerknęliśmy na rozkład. I co !?!? - Autobus mieliśmy dopiero za godzinę...
- Trudno wyczuć kiedy naprawdę wierzyć taksówkarzom.
Bardzo często spotykając innych podróżników na drodze dowiadywałem się ,że utkneli z własnej nie przymuszonej woli na dłuższy czas w Penang. To miejsce ma trudny do zidentyfikowania magnes ,który nie za bardzo pozwala się zbyt szybko oderwać. My w Penang również mieliśmy się zatrzymać na JEDEN DZIEŃ !!!
Jak zwykle wyszło inaczej...
P.S. 10 kwietnia.Byłem w galerii i czekalismy z Sophie na seans, kiedy przyszedł sms o tragicznej śmierci prezydenta. W następnych dniach otrzymałem kondolencje od setek spotkanych po drodze Chinczyków, Indonezyjczyków, Malezyjczyków, Filipinczyków i nawet od jednego wojownika z Papua Nowa Gwinea. 11 kwietnia informacja o tej tragedii była umieszczona na pierwszej stronie każdej azjatyckiej gazety.