Następnym naszym celem jest Singapur. Na stacji Malacca Sentral Terminal kupujemy bilety za 19 ringit na autobus do Singapuru, który bedzie jechał nieco ponad trzy godziny. Granicę z Singapurem przekraczamy w mieście Johor Bahru (Malezja) przejeżdżając nasyp (The Causeway), który łączy te dwa państwa.
Singapur mimo małej powierzchni charakteryzuje się wielkim zagęszczeniem ludności. Na kilku małych wyspach, żyje blisko 5 mln. mieszkańców tego kraju. Zaraz po Japonii jest uważane za najbardziej rozwinięte państwo Azji. Nie dziwi więc nas fakt, że nawet w dzielnicy Little India, gdzie powinniśmy znaleźć tańsze noclegi spotykamy się z zaporowymi cenami. Jak pisałem, że w Kuala Lumpur było drogo to tylko dlatego ,że nie znałem jeszcze Singapuru. Tu dopiero czeka nas wojna na zbijanie cen...
Wybieramy dwa z najtańszych hoteli jakie znajdujemy i negocjujemy chodząc od jednego do drugiego gdy nam zniżają cenę w jednym mówimy ,że musimy się zastanowić i wracamy do poprzedniego mówiąc, że naprzeciwko dali nam taką samą cenę i lepsze warunki, gdy dostajemy taniej, to znów wracamy do pierwszego mówiąc ,że obniżono nam cenę itd.itp. Wychodzi całkiem nieźle, bo utargowaliśmy 45 % z ceny wyjściowej, no ale to nam wychodzi tylko dlatego ,że w hotelach akurat pustki. Poza tym mimo to i tak zapłaciliśmy chyba najdrożej w całej Azji za hotel.
Poza cenami noclegów idzie jakoś wytrzymać, bo i tak prawie zawsze jadamy na ulicy ,więc tu oszczędzamy sporo wszędzie. To wciąż jest koszt kilku złotych za posiłek. Po państwie, które jest wielkości wielkiego miasta i tak też wygląda, podróżujemy autobusem z serii sightseeing i jest to najlepsza opcja na dokładne poznanie Singapuru, zwłaszcza ,że w pakiecie mają również podróż statkiem po rzece i zatoczce. Apropo zatoczki i posiłków to w momencie, gdy zdecydujemy ,że na lunch możemy wydać nieco więcej to najlepszym chyba miejscem jest Clarke Quay, gdzie są wodne taksówki, a wokół mnóstwo restauracji z szerokim wyborem dań. Panowie jak podróżujecie samotnie albo urwiecie się na chwile partnerce to Singapurski "Hooters" jest czymś co nie można tam przeoczyć! Tym co nie znają tej knajpy to napisze tylko, że to nie jedzenie jest tam zwykle najlepsze...
W czasie pobytu w Singapurze mamy silne wrażenie, że jest on zbyt ciasny i wyjątkowo brakuje tam przestrzeni życiowej. To mała wyspa i sami Singapurczycy się tam duszą ,więc nie ma co się dziwić ,że żeby powiększyć swoje terytorium prowadzą prace pozwalające na odzyskanie lądu od morza. Dzieki temu procesowi w przeciągu ostatnich 50ciu lat państwo powiększyło swoje terytorium o ok. 25%, a piasek jako element budulcowy i niejako fundament rozwoju państwa stał się towarem deficytowym. Ofiarą rozwoju Singapuru padają więc plaże z okolicznych państw (będąc w prowincji Koh Kong w Kambodży sam byłem świadkiem ogromnego wydobycia) Corocznie zwiększa się protest przeciwko tym działaniom ze strony organizacji ekologicznych i sąsiednich państw.
Po dwóch dniach, postanawiamy uciec jak najszybciej od drogich cen i wieczorem wracamy na Malezyjską stronę. Wsiadamy na Ban San Terminal do autobusu Nr.170 płacąc za bilet 1.20 $Singapurski ,aby już za godzinkę być ponownie witanym przez miasto Johor Bahru. Autobusy Nr.170 jeżdżą co 15 minut od 6 rano, aż po północ...