W południe docieramy do Melaki. Na dworcu autobusowym obskakują nas wysłannicy z hotelów z różnymi ofertami. Wybieramy jedną z nich i za wskazówkami naszego informatora wsiadamy do miejskiego autobusu Nr.17 (green bus bilet 1 ringit) docierając w okolice Jalan Hang Jebat inaczej znanej jako Jonker Street. Barwna ulica z bazarem i znane miejsce dla zbieraczy antyków ,reliktów lub tych, którzy chcą zostać posiadaczami unikatowej ręcznie wykonanej chińskiej porcelany. Porcelanowy dzban do plecaka na drogę? Niezły numer! Widział ktoś backpakera z chińską wazą? Ja chyba podziękuje.
Nocleg mamy kolejny raz u Chińczyka (w Malezji to oni mają prawie monopol na hotele) Akurat tutaj nie ma się też co specjalnie dziwić ,bo znów lądujemy właśnie na obrzeżach Chinatown. Poza tym Malaka jest też miastem portowym, więc od zawsze była miejscem handlu wymiennego z Chinami i obszarem ścierania się wzajemnie tych kultur.
Miasto wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Swoje ślady zostawiali tutaj najeźdźcy z Europejskich krajów. Pierwsi pojawili się Portugalczycy i to po nich została najstarsza Europejska budowla w Azji czyli twierdza A Famosa. Portugalczykom się spodobało, więc przypłynęli tu też Holendrzy i Brytyjczycy sprawdzić czy rzeczywiście jest tu tak fajnie. Też im się spodobało, więc pobudowali się po swojemu. Stąd tyle tu budowli w różnych stylach.
Najlepiej zobaczyć je wszystkie wsiadając do jednej z wielu spotykanych tu rikszy. Trasy objazdu są tak zaplanowane ,że prowadzą po najciekawszych punktach i miejscach miasta. Jak chcemy na to wszystko rzucić okiem z góry to najlepszy widok na miasto rozciąga się ze 110 metrowej wieży Menara Taming Sari wybudowanej przed dwoma laty.
Malaka jest piękna. Gdyby nie to ,że zamierzamy przyspieszyć zostalibyśmy dłużej, ale co zrobić czas nagli. Jedziemy dalej...