Bilet na autobus do Kuala Lumpur kosztuje nas 35 ringit. Ruszamy ze stacji Penang Sungai Nibong. Wjeżdzamy do Kula Lumpur pod wieczór. Podróż zajeła prawie pięć godzin czasu. Z daleka wita nas majestatyczny kształt wież Petronas Tower. Symbol stolicy Malezji.
Robi wrażenie. Choćby dla tego widoku warto było tu przyjechać.
Dzisiaj mija 150 dzień w podróży. Mały jubileusz. 4 miechy na ryżu stuknęły. Muszę to opić! Sophie nie rusza alkoholu ,więc sam się zachleje. Dziś chętnie bym ją sprzedał za butelkę żubrówki. Muszę znaleźć klienta albo kumpli do picia...
Wysiadamy z autobusu przy Jalang Petaling i mimo ,że to miejsce to mekka turystów z dużym trudem udaje nam się znaleźć miejsce w hotelu. Hotel położony jest w samym środku Chinatown.
To miejsce jest tak samo zatłoczone w nocy jak i w dzień. Tłum miejscowych, powiększony o rzesze turystów i tych ,którzy chcą im coś zaoferować. Zanim się dopchamy do hotelu dostajemy dziesiątki ofert zakupu filmów pornograficznych, kopii portfelów, torebek, zegarków, karabinu, krokodyla i marihuany. Jeden chciał się nawet na dziewczyny wymienić, ale nie ma opcji. "Czarnej mamby" nie oddam! Chyba ,że za Żubrówkę...
Po KL (bo taka skrócona nazwa tutaj obowiązuje) włóczymy się kilka dni. Odwiedzamy kolejne partie miasta. Komunikacja jest świetnie zorganizowana. Kuchnia wspaniała.
Osobiście wole kameralne miasteczka niż duże miasta, ale mimo to jak dla mnie to najbardziej przyjazna do życia stolica w Azji południowo – wschodniej z tych co do tej pory widziałem.
To nowoczesne miasto, które bardzo szybko się rozwija. Ma ok 1,6 mln. mieszkańców więc nie przytłacza wielkością jak np. 10 milionowy Bangkok. Świetnie funkcjonuje metro, a na ulicach widać porządek (z małymi wyjątkami) Chociaż nawet ten architektoniczny nieład w centrum miasta, gdzie obok wieżowców stoją również małe domki w chińskim stylu z typowymi wąskimi uliczkami wokół, ma swój urok.
Minusem dla nas jako turystów są drogie ceny w hotelach. Zaglądając po kilku dniach pobytu w niemal puste portfele pakujemy nasze tyłki do autobusu w kierunku Malaki. Ruszamy dwugodzinną podróż płacąc za bilet 12 ringit...
P.S. W międzyczasie dostaję wiadomość ,że muszę wracać do Europy więc niestety, ale z Dawidem już nie popłynę. Wysyłam mu wiadomość, wysyłam też do Ani, a ona znajduje już inny rejs z Phuket ,gdzie zostawiliśmy wcześniej ogłoszenia, więc możliwości na pływanie za free są. Ja zamierzam jeszcze zobaczyć Singapur jako ostatni kraj, na mojej trasie w Azji, a później trochę odpocząć w Malezji skąd planuje wrócić do Europy z początkiem maja.