Geoblog.pl    wnieznane    Podróże    9 miesięcy podróży po Azji Płd. Wsch. i Chinach    Koh Chang - dziennik z wyspy słonia
Zwiń mapę
2010
12
lut

Koh Chang - dziennik z wyspy słonia

 
Tajlandia
Tajlandia, Koh Chang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19447 km
 
Koh Chang po tajsku znaczy wyspa słonia, a nazwana tak została nie ze wzgledu na miejsce występowania tutaj tych zwierząt ,a z powodu, że swoim kształtem przypomina głowę tego zwierzecia. Na jej dużym górzystym terenie porośniętym lasami deszczowymi znajduje się kilkanaście wodospadów, a wokół wyspy około 50 ciu mniejszych, które wraz z rafami koralowymi tworzą Narodowy Rezerwat Morski...

Do promowego wybrzeża wyspy dobiłem późnym popołudniem. Wysiadłem przy Tha Dan Kao Pier. Wg planu miałem dojechać na Lonely Beach gdzie znajdowała się moja koleżanka. Plaża ta oddalona jest od portu o niecałą godzinę drogi. Dotarłem zbyt późno i wszystkie skutery z pobliskiej wypożyczalni zostały już wypożyczone. Na miejsce mogłem dotrzeć już tylko taksówką.
Przejazd lokalnym taksówkami jest zbyt drogi, jeśli zamierza się jechać samemu, lepiej więc poczekać aż się pojazd zapełni i zapłacić według stałych widocznych taryf. Według cennika Za Lonely Beach wychodziło 100 Baht. Tradycyjnie próbowano mnie naciągnąć na kolejne 50. Poczekałem, aż zbierze się komplet pasażerów i ruszyliśmy na drugą stronę wyspy...

Jechaliśmy krętą drogą zostawiając na trasie przejazdu kolejnych pasażerów. Mineliśmy znane Pearl Beach i Klong Prao Beach.
Gdy dotarliśmy na miejsce zostałem już w pojedynke. Samochód zatrzymał się przy głównej ulicy. Odebrałem plecak i ruszyłem po ciemku w stronę wybrzeża wychodząc koło zabudowań restauracji "Tree House" utawionej na balach przy samym brzegu morza. Ledwo wszedłem do środka usłyszałem Polski język. Za stołem siedziała Ania w towarzystwie mówiącego po Polsku Białorusina Olka. Mały ten świat. Ma się to szczęście do odnajdywania ludzi.
W Tree House spędziliśmy resztę wieczoru zajmując się produkcją pustych butelek pozyskanych po wypiciu lokalnego piwa Chang i Tajskiej Whisky o nazwie "Hong Thong"

Od tamtej pory "Hong Thong" budzi we mnie jakieś dziwne lęki

Nigdy nie byłem dobry w piciu whiskey, a dodatkowo "Hong Thong" zawierała w sobie jakiś morderczy orientalny składnik. Błedem , więc było wystartowanie w Polsko-Białoruskich zawodach. Przy siódmej butelce zapomniałem o zdolności chodzenia i zanim zdążyłem się poważnie nad tym faktem zastanowić przeleciałem z łomotem przez barierkę lądując w niezbyt honorowej pozycji. Twarzą w wodzie. Gołym tyłkiem na wierzchu. Jeszcze przez chwile wydawało mi się ,że jestem w stanie się podnieść i coś powalczyć, ale ta myśl tak samo jak przyszła tak szybko odeszła

- Co Ci się stało?!? - dotarł do mnie głos Olka

- "Hong Thong" bracie... - wymamrotałem ostatkiem sił imię mordercy w czasie gdy mit o mojej alkoholowej odporności przechodził właśnie do historii...

- Witaj na Koh Chang! - usłyszałem w ostatnim stadium świadomości

Kilka z ciekawszych moich noclegów na Koh Chang spędziłem w pojedynczym bungalowie skleconym z bambusów i liści palmowych płacąc 150 baht za noc. Skuter kosztuje mnie 140 baht za dzień.
Koh Chang to również dobre miejsce dla kogoś kto chciałby sobie zrobić tatuaż. Szczególnie przy Lonely Beach jest dużo punktów, gdzie można wynegocjować dobrą cenę.
Poznaliśmy mnóstwo osób, które przyjechały bez żadnego tatuażu po to żeby wyjechać po kilku tygodniach już z kilkoma o znacznej wielkości. Są ty też tacy, którzy budzili się rano z tatuażem nie pamiętając historii jego powstania. Podwójny żal był wtedy jak odkrywali go na twarzy...

Po kilku dniach pobytu na wyspie przyjechała Sophie. Rzuciła prace na Koh Kut. Nie ma na razie planu, ma wolny czas, więc powłóczymy się razem. Wypożyczamy pick-upa na 24 godziny i ruszamy w interior wyspy, opuszczając Bai Lan Bay Lonely Beach. Facet, który wypozyczył mi samochód tak się zakręcił, że zapomniał wziąść odemnie paszport. Na dobrą sprawę mógłbym zrobić sobie rajd po Tajlandii. Następnym razem już się nie opre.
Objechaliśmy wyspę dookoła docierając do Ao Salak Phet, gdzie zatrzymaliśmy się przy zatoce z małym kameralnym portem znajdującym się przy wiosce rybackiej na brzegu zalewu. Ta wioska to Bang Bao. Wybudowana została na morzu ,z domkami na balach połączonymi jednym długim spiralnym pomostem. Rybacy wciąż żyją tam prostym życiem utrzymując się z zasobów morza i z obficie występujacych tu koralowców i mątwy.
Nie opodal wioski znajdują się wodospady Kere Phet Waterfall i Klong Nung Waterfall. Jedziemy tam betonową drogą. Od wąskiej drogi dostać się do nich można już tylko na piechotę ścieżką, docierając po około 10-20 minutach. Na miejscu wyłania się mała kaskada, z której woda zlatuje do naturalnego basenu. Bardziej perekcyjnie nie mogło być, bo jesteśmy na miejscu sami. Zostawiamy to miejsce dopiero pod wieczór wracając do Bai Lan Bay Lonely Beach.
Wciskam gaz do oporu i jedziemy dużą prędkością przetrącając zwisające wzdłuż pobocza szerokie liście przydrożnych roślin. Z morza wieje łagodna ciepła bryza przetaczając się przez samochód otwatymi na ościerz oknami. Sophie się śmieje i krzyczy z piskiem po swojemu kiedy podskakujemy w górę i w dół na wybojach drogi.
Chyba za bardzo polubiłem te jej wybuchy radości. Będzie trudniej jak już każde z nas pójdzie własną drogą.

Następnego dnia ruszamy na Long Beach, gdzie znajduje się rajska długa plaża. Droga tam nie należy do łatwych (momentami zupełnie zanika lub jest w katastrofalnym stanie), ale właśnie dlatego dociera tam zdecydowanie mniej ludzi i przez to jest mniej komercyjnie i piękniej. Jadąc tam kilka razy (skuterem lub samochodem) zawsze mijałem po drodze kogoś kto się rozmyslił na którymś z etapów i zawracał tracąc okazje na poznanie najpiękniejszej (w mojej opinii) plaży na wyspie, którą zdecydowanie polecam zobaczyć lub właśnie przy niej przenocować w jednym z dostępnych tutaj tańszych bungalowów.

Po ośmiu dniach spędzonych na Koh Chang postanowiliśmy się ruszyć na północ na oddaloną o kilka godzin jazdy Koh Samet. Wyruszyliśmy na dzień przed Anią umawiając się z nią na spotkanie na miejscu. Bilety kupiliśmy w pakiecie. Pakiet zawierał opłaconą całą komunikacje na Koh Samet.Taksówką dojechaliśmy do promów, statkiem na brzeg kontynentu, następnie autobusem około trzech godzin do małego portu Ban Phe i ponownie małym kutrem, który również dostarczał towary na tą nie dużą wyspę. Łączny bilet na jedną osobę kosztował 350 baht...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mama
mama - 2010-02-22 12:49
witaj radku próbuję cie zobaczyc.Jak bedę juzkumata to naoiszę wiecej.Pozdrawiamy Cie gorąco rodzice.Wysyłaj duzo zdjęc
 
wnieznane
wnieznane - 2012-02-10 16:03
Bardzo dobrze mamo, że w czasie jak tu kiedyś zaglądałaś Twój syn jeszcze nic nie pisał :)
 
 
wnieznane
R. Tramp
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 180 wpisów180 127 komentarzy127 2097 zdjęć2097 67 plików multimedialnych67