CHAMPASAK I ŚWIĄTYNIA WAT PHU
Wat Phu (Vat Phu) znaczy w Laotańskim języku świątynia na górze. Usytuowana przy górze Phu Kao, poświęcona Sziwie.
To najstarszy zabytek archeologiczny w Laosie. Już od V wieku była ośrodkiem kultu, znacznie rozbudowując się w XI wieku podczas lat świetności kmerskiego imerium. W 2001 roku tereny światyni zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i to jest wystarczający powód żeby ją odwiedzić...
Wstaję z samego rana z prostym planem i umową z właścicielem hotelu.
Jeśli zdążę obrócić do 13 tej mogę się wymeldować z hotelu bez płacenia dodatkowych pieniędzy, a jeśli mi się to nie uda to do 18 tej mam zapłacić za pół dnia. Bilet na nocny autobus do stolicy Laosu Vientiane już jest w mojej kieszeni, więc reszta zależy jak szybko wykonam założony plan. Nic na siłę więc jeśli nie zdążę przed pierwszym terminem wyjdzie mniej ekonomicznie , ale za to bardziej komfortowo, więc nie ma co narzekać.
Ruszam według rozrysowanej mapy i na ostatnim rozjeździe z Pakse skręcam w prawo, następne skrzyżowanie ponownie w prawo i już jestem na drodze Nr.13 w kierunku na granicę z Kambodżą i wyspy na Mekongu.
Gnam ile sił w motorze do położonego kilkadziesiąt kilometrów dalej Ban Lak Sam Sip. W szybkim tempie tam docieram skręcając na Ban Muang, gdzie mam zamiar przeprawić się wraz z motorem za pomocą promu na drugą stronę rzeki.
Mam pecha, bo poprzedni prom dopiero co odpłynął przez co czekam przeszło 40 minut na zapełnienie dopiero co przybyłego. Po zjechaniu z promu i wjeździe na utwardzaną szosę, kieruję się na lewo mijając zabudowania miasteczka Champasak położone wzdłuż drogi. Dalej jadąc główną szosą docieram w końcu do ruin wielkiego skarbu Khmerskiej kultury jakim jest historyczna budowla Świątyni Wat Phu. Zostawiam motor w cieniu i dalej już pieszo poprzez usytuowane na płaskim terenie pierwsze fragmenty sławnej budowli docieram na wzgórze, gdzie po stromych schodach wspinam się na sam szczyt skąd roztacza się rozległy widok na znajdujące się poniżej ruiny Wat Phu i przepiękną okolicę.
Już wiem , że nie uda mi się powrócić do godziny 13 tej, więc przestało mi się spieszyć.
Kładę się w cieniu i rozkoszując się widokami spędzam tam więcej czasu niż początkowo zakładałem.
Gdy w końcu przychodzi czas do powrotu udaje się na powrót do Champasak, a następnie przez rzekę na drugą stronę przemieszczam się już małą łódką, która domową robotą przerobiona na mini prom z powodzeniem uzupełnia ofertę dla chcących się przeprawić na drugi brzeg.
Tym razem na nikogo już nie czekam, bo oprócz mnie i motoru nie ma zbyt dużo miejsca dla ewentualnych chętnych. Kilkunastoletnia dziewczyna manewruje dzielnie łódką przeprawiając mnie na drugą stronę rzeki.
Docieram do Pakse tuż przed godziną 15 tą.
Przebyta droga zostawia jednak u mnie ślady zmęczenia, więc nie żałuję ,że jednak przyjechałem później niż zakładałem i przez to mogę jeszcze odpocząć w hotelu przed wymeldowaniem.
Po 18tej zamawiam obiad w hotelowej restauracji położonej przy ruchliwej głównej ulicy gdy nagle ktoś za plecami zagaduje do mnie po Polsku ?!?!… ,
Na kogo mógłbym trafić na Laotańskich drogach jak nie na Anie! Wróciła dopiero co z Paksong i zatrzymała się w Pakse.
Wymieniamy się informacjami, namawiam ją do odwiedzenia Wat Phu i Champasak, tłumaczę jej jak dojechać i umawiamy się wstępnie za kilka dni po środku kraju w celu odwiedzenia Kong Lo Cave .Odprowadza mnie do dworca i punkt o 20.15 wyruszam w kierunku do Vientiane, będąc ponownie jedynym turystą w autobusie pełnym miejscowych aż po ostatnie miejsce.
Miejsca w autobusie są takie wąskie ,że na jednym łóżku śpią dwie osoby przylegając niemal do siebie. Jestem sam więc kogoś mi przydzielą. Przy autobusie widzę też kilka osób podróżujących samemu. Któreś z nich będzie moim partnerem.
Miedzy nimi stoi piękna długowłosa Laotanka, ale jest też jeden wyjątkowo gruby jak na Laotańskie warunki facet...
Kogo dostałem?
K...a! Jak pech to pech!