Geoblog.pl    wnieznane    Podróże    9 miesięcy podróży po Azji Płd. Wsch. i Chinach    Don Det wyspa na Mekongu czyli oaza spokoju
Zwiń mapę
2010
08
sty

Don Det wyspa na Mekongu czyli oaza spokoju

 
Laos
Laos, Don Det
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16453 km
 
DON DET WYSPA NA MEKONGU
Mój pierwszy przystanek w Laosie. Do niedawna nie było tu jeszcze elektryczności. Do tej pory wciąż jest z nią problem w niektórych zakątkach wyspy, albo jest dostarczana tylko przez określony czas w ciągu dnia. Nie stanowi to jednak problemu dla zjeżdżającej się tu rzeszy ludzi, bo z roku na rok przybywają w to miejsce coraz liczniejsze grupy backpakersów.
Region i skupisko wysp gdzie wylądowałem jest zwany "4000 islands" co w ich języku tłumaczy się "Si Phan Don". Bardziej pasuje tu jednak nazwa "miejsce nie robienia niczego" ,bo niemal wszyscy od dnia przyjazdu zarażają się lenistwem. Przyjechałeś, więc dostosuj się do nowego tempa życia. Pamiętaj, tu nikt się nie spieszy z niczym. Nikt nie wydziera kartek z kalendarza i wydaje się ,że nawet zegarki stoją w miejscu. Przydomowe restauracyjki w godzinach otwarcia sprawiają wrażenie zamkniętych. Gdy już zamówi się coś do zjedzenia, u osoby, która przypadkowo wychyliła nos z kuchni to trzeba sie przyzwyczaić do długiego oczekiwania na zamówione danie. Może to wyglądać tak, że kucharka weźmie bez pytania rower na którym przyjechałeś i uda się do sklepu ,żeby zakupić artykuły potrzebne jej do sporządzenia posiłku który przed chwilą u niej zamówiłeś... W dwóch polskich słowach - „oaza spokoju”
Czy odnajdzie się tu osoba która na siłę chce być aktywna? Zawsze coś się znajdzie. Dlaczego nie? Proszę bardzo...
Można wsiąść na rower i pojeździć po malowniczej okolicy, po połączonych mosteczkami sąsiednich wyspach, albo wypożyczyć koło (oponę) i spłynąć wolno płynącym w tym miejscu Mekongiem (popularnie zwane to jest tubingiem). To chyba na tyle...
Więcej nie trzeba, bo nawet wyjątkowo ruchliwe osoby zarażają się bujaniem w hamaku w ciszy i spokoju ,który naznacza to miejsce.

Zatrzymałem się w jednym z prostych bungalowów. Zwykle jest tam tylko łóżko z siatką przeciwko moskitom, klucz do wspólnej łazienki, dzielonej z innymi współmieszkańcami i najważniejsza tam rzecz, czyli uwiązany na werandzie hamak.
Taki najbardziej podstawowy bungalow kosztuje 2-3 $USD, a dla porównania popularne tutaj piwo Lao beer 10000 kip (1USD to 8100 kip).
Zamieszkałem w dwupokojowym bungalowie, gdzie moim współmieszkańcem był tajemniczy Holender, który podczas kilku dni pobytu odezwał się do mnie tylko trzy razy w odpowiedzi na moje "hello" mimo, że spędzaliśmy w hamakach wiszących koło siebie całe godziny w ciągu dnia. No, ale w końcu to tutaj przyjeżdża się w poszukiwaniu spokoju, więc nie ma co się dziwić.
Takich osób jak mój sąsiad z hamaka jest tutaj mnóstwo. Wystarczy położyć się na chwilę i rozejrzeć wokół dostrzegając tą magię, która odbiera automatycznie głos.
Nad nami rozłożyste palmy. Pod nami piaszczysty grunt. Bawoły moczą się w błocie a drogą idzie sobie dzika świnia. Ktoś karmi zwierzęta, ktoś inny reperuje sieci rybackie...
W świetle zachodzącego słońca młoda Laotańska dziewczyna stojąc po kolana w Mekongu myje swoje ciało gąbką . Ubrana jest w specjalną spódnicę do kąpieli wyglądającą niczym ręcznik ze ściągaczami po obu stronach. Przepasany powyżej biustu sięga jej po uda zasłaniając jej kobiece wdzięki. W pewnej chwili przerywa kąpiel i kierując swoje duże czarne oczy w nieokreślony punkt hen na horyzoncie zaczyna śpiewać Laotańską pieśń...
Wszystko to niby zwykłe rzeczy, tylko że właśnie tutaj nabierają one dodatkowego blasku, bo tu ma się czas i spokój żeby ten blask i tą chwile dostrzec.
Przyjedź, a staniesz się kolejnym milczącym sąsiadem z hamaka obok...

Wypożyczenie roweru na cały dzień to koszt 1 USD. To rower daje tutaj swobode poruszania się po okolicy i ratuje trochę od tego letargu, w który każdy zapada od momentu przyjazdu. Postanowiłem przejechać się po wyspie. Wiedziałem, że Ania przebywa ,gdzieś w okolicy no i wieczorem mnie sama wypatrzyła, jak przejeżdżałem. Siedziała w knajpie w towarzystwie kilku ludzi, machając mi z daleka na przywitanie. Dosiadłem się do grupy osób odkrywając kolejny juz raz to, że świat jest w rzeczywistosci bardzo mały. Wśród siedzących przy stole była Małgorzata Maniecka, z której opisami miałem okazje się spotkać jeszcze przed wyruszeniem na swoją wyprawę, ale największym zaskoczeniem było dla mnie poznanie Andrzeja i Alicji, których znałem z tego samego forum turystycznego "odyssei" gdzie zamieszczamy swoje posty. Z Andrzejem nawet mieliśmy możliwość wymiany korespondencji prywatnej... no a tu nagle spotykamy się z dala od Polski i Internetu na małej wysepce gdzieś w południowym Laosie. Szok!... (Zapraszam na ich wspaniałgo bloga http://www.loswiaheros.pl/ )
Przez kolejne dni wyszukałem jeszcze kilku polaków jednocząc ich na wieczornych spotkaniach w jednej z okolicznych knajpek w celu wymiany doswiadczeń z podróży i próbowania lokalnych gatunków tutejszego piwa. Co prawda za dużo ich Laos nie ma, miejscami króluje tylko jedno - Lao Bier

P.S. Jadąc raz rowerem miałem incydent z wężem, który skoczył na mnie z drzewa. (zdążyłem go nagrać jak się na powrót wdrapywał) Nie wiem czy był groźny czy nie, ale po dłuższym czasie dotarło do niego ,że chybił i z powrotem leniwie wciągnął się na drzewo. Pewnie spróbuje za jakiś czas ponownie więc uwaga na spadające węże w Don Det...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
wnieznane
R. Tramp
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 180 wpisów180 127 komentarzy127 2097 zdjęć2097 67 plików multimedialnych67