Geoblog.pl    wnieznane    Podróże    Kontynuując podróż, czyli powrót na azjatycki szlak    Boracay czyli raj, który zapomniał jak być rajem...
Zwiń mapę
2011
02
maj

Boracay czyli raj, który zapomniał jak być rajem...

 
Filipiny
Filipiny, Boracay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19034 km
 
(W uzupełnieniu Filipińskiego etapu)
Spędziłem na wyspie ponad tydzień czasu ,no i chciałbym rozpisać się tutaj o Boracay w samych superlatywach, ale oprócz tego ,że są tam piękne plaże to już nie za bardzo wiem co dobrego napisać. Lubie pisać o miejscach, gdy je lubię, a gdy nie lubię, to przynajmniej staram się je polubić poprzez spotkanych tam ludzi. Również na Boracay poznałem ich trochę. Niektórzy nudni i przewidywalni inni interesujący bardziej, inni mniej, ale była też Cristal...

Cristal, czyli bomba atomowa "made in china", która wprowadziła się do mojego pokoju wywracając go do góry nogami. Od pierwszego kroku po przekroczeniu przez nią progu wiedziałem, że nie sposób będzie się z nią nudzić. Już na dzień dobry zainfekowała mi "niechcący" laptopa ściągając na niego jakiś złośliwy chiński wirus, dzięki czemu zamiast siedzieć w przejrzystej wodzie przy pięknej plaży spędziłem cały dzień w małym, dusznym pokoju walcząc z trojanami i Chińską cybermafią.
Zwykle miłością nie pała się do ludzi, którzy po kilku minutach znajomości załatwiają ci twardy dysk od komputera, ale Cristal nie można było nie polubić. Miała dosyć specyficzny sposób bycia. Gdziekolwiek się pojawiła nie pozostawiała środowiska bez jakiejś interakcji. Poza tym należała do tej grupy Chinczyków, których wszystko wokół niesamowicie zadziwia jak tylko opuszczą swój kraj. Jakby ktoś ich rozmroził po 100 latach hibernacji.
Dodatkowo ta rozmrożona sztuka nie dość, że miała podrasowany motor to jeszcze urodziła się z ADHD. Czekałem cały dzień na to kiedy się zmęczy a ta od rana do wieczora biegała na pełnych obrotach jak te zabawki z baterią Energizer o podwójnej mocy. Ledwo zamawiała na stojąco lody w barze, a już jadła owocową saładkę leżąc na plaży.
Biega pół dnia po okolicy robiąc zdjęcia palmom, a w międzyczasie gada (oj dużo gada) pije drinki ponownie gada, moczy się w wodzie (bo przecież chinczycy nie pływają tylko się moczą) znowu gada, znów się moczy, je i znów gada. Przez chwile mi sie wydawało, że nawet jak nurkowała to gadała. Przy niej to nawet ja się nieźle rozgadałem. Myślałem nawet, że dostane nobla za pierdolenie o niczym przez całe 15 minut bez przerywania. Normalnie nie lubię za dużo mielić językiem ,a wymieniłem już chyba ze trzy razy wszystkie angielskie wyrazy, które znałem, więc byłem szczęśliwy gdy z gadania z Cristal odciążył mnie poznany półfilipinczyk/półamerykanin Mickey, który tak jak już się do nas przypałętał tak już z nami został.
Najlepsze było zawsze w restauracji, bo przecież kiedy Cristal czegoś potrzebuje to ogłasza to na cały głos - Keeelneeeer!!! Pierwszy raz gdy usłyszałem jej arie kiwałem do ludzi wokół, że opiekuje się dzieckiem z Downem. Zwykle pół restauracji to byli Europejczycy nie przyzwyczajeni do tego ,że jak rasowy chinczyk woła kelnera to cały świat się musi o tym dowiedzieć. Później zaczeło mnie to już bawić i tylko czekałem z niecierpliwością na to jak pójdziemy z Mickeyem w trójke na wspólny obiad. Byłem ciekaw jak Mickey sie zachowa. Siedzieliśmy, gadamy, śmiejemy się a ta nic nie krzyczy jak na złość. Musiałem sobie pomóc prosząc ja o przyniesienie musztardy. Czekałem długo to prawda, ale jak już krzykneła to dała jak nigdy. Mickey najpierw otworzył szeroko oczy ,a później zaczoł kiwać do ludzi ,ze opiekuje się dziećmi z Downem...

Wieczorami uderzaliśmy do rozrywkowej części spotykając się w "Sumer Place" z różnymi ludźmi z całego świata. Wokół było kilka klubów, gdzie przy głośnej muzyce można było dostać prawie wszystko czego się normalnie nie powinno w takim miejscu dostać. Na drugi dzień z pewnych względów miałem dosyć już tego miejsca. Cristal za to czuła się tu jak w siódmym niebie.
Otrzymała w chińskich genach wielopokoleniową blokadę na świat, więc gdy tylko powąchała tu trochę wolności eksplodowała u niej chęć poznania wtrącając ją w ruch ciągły obrotowy miotając jej ciało po całej dyskotece wokół. Wtedy jednak żałowałem ,że mnie opuszczała, bo jak tylko zostawałem na chwile sam to atakowała mnie wówczas gdzieś przyczajona wczesniej Filipińska prostytutka. Nie przypuszczałem, że jest ich na wyspie aż taka masa!
Absolutnie nie jestem zwolennikiem seksu za pieniądze, więc troche się tam męczyłem. Co jakiś czas wydawało mi się z nadzieją w oczach ,że mam branie i przechodząca tuż obok zgrabna dziewczyna chce mi powiedzieć coś miłego szeptem, ale chwile pózniej jej język wkradał mi się nagle do ucha i słyszałem cenę, którą miałbym zapłacić za więcej rzekomych przyjemności wykonanych tymże językiem. No święty nie jestem i dużo też w życiu widziałem ,ale spotkałem się tutaj z tak dużą nachalnością ze strony seksbiznesu, że aż odrzucało. Muszę się tu pilnować niczym jak dziewica na statku pełnym marynarzy...

Przestałem biegać do klubów zostawiłem to młodszym. Poznałem za to grono ponad 50-letnich Angoli i jak ramol wieczorami przesiadywałem z nimi. Najlepsze lata mieli już za sobą, ale też widać z miejsca było ,że się nieźle przez całe życie bawili. Ci ludzie przyjechali tu jako młode wilki 30 lat temu i tak już zostali. Kochali kitesurfing i to on ich sprowadził na wyspę. Byli przy tym jednymi z pierwszych backpakerów, którzy zaczeli tu przyjeżdźać. Każdy z nich miał swoją indywidualną historię do opowiedzenia. Nie wiedziałem za bardzo czym teraz sie zajmowali na wyspie, ale wiedziałem żeby ich o to nie pytać, bo to wciąż rosłe chłopaki byli. Gdzieś w podtekstach krążyły wstawki o imporcie różnych substancji, ale to nie był mój cyrk i moje małpy, więc udawałem ,że nie słyszę. Słyszałem za to wyraźnie to co było kierowane do mnie:
- Radek tu było zupełnie inaczej - mówił mi jeden z nich o imieniu Stive - tu gdzie są wszystkie te hotele i restauracje była dzika dżungla. Tu gdzie teraz siedzisz i wpierdalasz pieprzone frytki z hamburgerem była dzika dżungla rozumiesz? Z tej dżungli wchodziło się do wody popływać w spokoju na desce. Na desce rozumiesz? Bezpośrednio z dzungli...,i wiesz co... Wiesz co jest teraz? Teraz to jest kurwa do dupy! Do dupy jest, bo za dużo ludzi i wycieli dżungle - narzekał z tęsknotą w głosie Stive, a mi też zaczeło być tęskno za miejscem gdzie z dzungli wychodzi się bezpośrednio do morza, lub takim gdzie można znależć dla siebie spokój i fajną atmosferę. Za miejscem, gdzie zamiast języków w uchu od strony Filipińskich wulgarnych prostytutek spotykam normalne miejscowe dziewczyny. Za miejscem, gdzie zamiast podstarzałych angoli wspominających czasy bez pieprzonych frytek z hamburgerami siedzą tacy ludzie, z którymi po rozmowie z nimi zapamiętam coś więcej niż tylko nasze płytkie dialogi. Boracay zdecydowanie nie okazało się rajem, którego szukałem ,więc słyszałem w uszach codzienne coraz donośniejsze szepty "gtfo!" Gtfo!!" "GTFO!!!" aż w końcu rozszyfrowałem nachodzące mnie głosy powtarzając do siebie na głos " Man, Get The Fuck Out of this place!"
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
wnieznane
R. Tramp
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 180 wpisów180 126 komentarzy126 2097 zdjęć2097 67 plików multimedialnych67