Po pożegnaniu Czitry ruszamy już we dwójkę do Banda Aceh czyli największego miasta tej północnej prowincji Sumatry. Wyjazd autobusu jest z dworca autobusowego Pinang Baris, więc ponownie dojeżdzamy tam minibusem nr 64. Autobus wbrew temu co słyszeliśmy jest w dobrej kondycji (klimatyzowany, rozkładane siedzenia do półleżącej pozycji). Co prawda biegają po szybach duże karaluchy, ale do tych w Azji trzeba się przyzwyczaić. Połączenia co godzine, a czasem i częściej. Przejazd trwa około 10-12 godzin. Koszt biletu to 130000 rupii, dodając do tego 5000 rupii za minibusa na stacje, to i tak mamy 45000 oszczędności wobec tego co dyktuje sobie za bilet i dowiezienie nas na stacje hotel "Blue Angel". Wybraliśmy połączenie o 21 szej, żeby być na rano i zaoszczędzić przy okazji na noclegu. Autobus wyrusza z 20 minutowym opóźnieniem.
Podróż przebiega bez większych niespodzianek, oprócz 20 minutowego postoju ok 6 rano na poranną modlitwę w przydrożnym meczecie, ale i do tego w państwie muzułmańskim trzeba się przyzwyczaić. Do Terminal Bus Senti w Banda Ache docieramy po godzinie 8 rano. Tradycyjnie na dworcu dopada nas "szarancza" taksówkarzy, motorbajków itp. Dajemy im ochłonąć rozsiadająć się wygodnie w poczekalni, po kilku minutach wybieramy jednego z nich, który przy okazji częstuje nas dawką wiedzy o Aceh i płacąc mu bez targów 20000 rupii za kurs jedziemy do centrum oddalonego o ok. 4/5 km od dworca.
Dwa najtańsze hotele w centrum miasta są już zajęte ,więc zmęczeni nie mając chwilowo wyjścia lądujemy w Hotelu Prapat płacąc za dwójkę 100000 rupii (nie mamy już argumentów przy negocjacji, więc musimy przyjąć cenę). Dobry internet z wi-fi można znaleźć w mieszczącej się przy głównym skrzyżowaniu kawiarence "five corners"(przy okazji dobra kawa oczywiście).
W mieście jest do obejrzenia duży historyczny meczet "Baiturrahman Grand Mosque", także ciekawa ulica handlowa z targowiskiem przy nim, no i również muzeum, które zostało założone ku pamięci wydarzeń, które nastąpiły w grudniu 2004 roku, kiedy wywołane silnym trzęsieniem ziemi tsunami uderzyło w wybrzeże Aceh zabijając około 200000 ludzi i całkowicie ścierając z powierzchni wyspy niektóre miejscowości.
Innym "naturalnym pomnikiem" po tamtych wydarzeniach są wciąż nie usunięte wraki statków pchnięte przez potężne fale kilka kilometrów w głąb lądu ,gdzie osiadły po ustąpieniu wody na zniszczonych budynkach.
Paradoksem te straszne wydarzenie spowodowane przez nie tak odległe czasowo tsunami stało się początkiem zawieszenia broni między rządem w Dzakarcie, a tą dążącą do seperacji bogatą w złoża ropy i gazu prowincją. Blokowana do tej pory z powodu walk zbrojnych prowincja musiała otrzymać w wyniku tragedii odpowiednią pomoc humanitarną dlatego doszło do podpisania porozumień pokojowych , dzięki którym Aceh dostało kilka przywileji i miano terytorium specjalnego (daerah istimewa), ale w zamian musiało zrezygnować ze swoich żądań niepodległościowych.
W prowincji tej panuje prawo Sharia, surowe wobec zdrady kobiet i innych przewinień, które są karane choćby publiczną chłostą lub śmiercią czy obcięciem ręki w przypadku kradzieży. Prawo nakłada obowiązek zakrywania chustą głowy przez kobiety i jest choćby powodem, że wyzwolona muzułmanka za jaką się ma Czitra nie chciała i nie planuje w przyszłości odwiedzić tej prowincji (dlatego też jej tu z nami nie ma). Niestety dla nas to prawo też jest surowe, bo możemy zapomnieć o zakupie alkoholu (choćby piwa) i ulubionego przez nas ostatnio wina palmowego - tuak. Niemal w całej prowincji panuje prohibicja ,a my mamy nadzieje, że uda nam się coś zakupić "z procentami" na wyspie Pulau Weh (Sabang) do, której będziemy jutro zmierzać.