Pierwszy autobus jaki złapaliśmy w Kambodży psuje się podczas jazdy(to typowe w Kambodży) Z tego powodu przyjeżdżamy do stolicy już pod wieczór i zmuszeni jesteśmy zostać na noc. Następnego dnia łapiemy autobus do Kampot. W Kampot jesteśmy pod wieczór. Pokój w prawie pustym guest housie kosztuje nas 10USD. W cene wliczony jest duży czarny skorpion, który zaklimatyzował się w naszej łazience i z pełnym niezadowoleniem został z niej wyeksmitowany. W Kampot spędzamy kilka dni. Wieczorami urzędujemy w knajpie Red Bar przy rzece. Knajpe prowadzi Walijczyk, który mieszka na stałe w Kep wraz ze swoją Kambodżańską żoną. Oboje gotują najlepszą Curry Samosa i Masala jaką jadlem w swoim życiu. Niebo w gębie!
Podczas dnia jeździmy skuterem na plaże do oddalonego około 20 kilometrów Kep.W Kep, wciąż stoją piękne budynki opuszczone przez właścicieli jeszcze w latach rządu czerwonych kmerów. Kiedyś Kep było niczym luksusowy resort a w tych willach wypoczywała elita Kambodży i Francuskich kolonistów. Kep dziś nie bardzo potrafi się podźwignąć po latach wojen i reżimu. Opuszczone i zdewastowane piękne przybrzeżne wille zostały splądrowane przez mieszkańców, którzy wymieniali w sąsiednim Wietnamie wszystkie znalezione tam wartościowe rzeczy na ryż lub pieniądze.
Po kilku leniwych dniach w Kampot i Kep ruszamy poprzez Phnom Penh do Kompong Cham.