Geoblog.pl    wnieznane    Podróże    9 miesięcy podróży po Azji Płd. Wsch. i Chinach    Codzienne życie przy Khaosan Road
Zwiń mapę
2010
17
cze

Codzienne życie przy Khaosan Road

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 33861 km
 
Ląduje w nocy w Bangkoku na lotnisku Surat Thani. Tym razem jest inaczej na granicy. Jako Polski obywatel mogę dostać dwutygodniową wizę na granicy, ale jej nie dostaje, bo nie mam wykupionego lotu powrotnego. Wysyłają mnie do kierownika.

-„Podróżuję jako wolny ptak, więc nie wiem kiedy wyjadę” - tłumaczę – „Jak mi się znudzi w waszym kraju to go opuszczę”

- „Musi pan mieć bilet to ważne” – odpowiada (wygląda na służbistkę ,ale czuję ,że to tylko chodzi o łapówkę).

- „Pani zajrzy w mój paszport, poruszam się trochę po Azji i jestem w waszym kraju trzeci raz i ani nie mieliście ani nie będziecie mieli ze mną problemu”

- „Tak, widzę! Tym bardziej powinien pan wiedzieć, że potrzebujemy takiego dokumentu”

(Odkąd pamiętam ciągle się użeram z Tajami na granicy, jeden kiedyś chciał żebym mu pokazał pieniądze na każdy dzień pobytu)

- Proszę pani, kocham pani kraj i jako dziennikarz zawsze dobrze o nim piszę, więc… (kątem oka zerka na mój formularz w pozycję - zawód wykonywany – dziennikarz. To taki blef, który często na granicy stosuje i czasem się przydaje, bo niektórych przestrasza siła mediów)

- „No dobrze” – przerywa mi – „daję panu wizę ,ale proszę pamiętać na drugi raz o bilecie powrotnym, bo już więcej panu się nie uda!”

– (akurat! –pomyślałem – uda mi się jeszcze nie raz) – „khop khun kaaaap!” (dziękuję) –odpowiadam, patrząc w tym momencie na wbijaną kolejną Tajską wizę w moim Polskim paszporcie.

Odbieram bagaż i wychodzę na zewnątrz terminala.Jest środek nocy i autobus mam za kilka godzin. Czatujący taksówkarze prześcigają się w kosmicznych propozycjach podwiezienia mnie do miasta. Słysząc te stawki wolę poczekać do rana na pierwszy autobus ,więc noc spędzam na lotnisku.

Niedługo ponownie wyląduje na Khaosan road, która jest najbardziej znaną wśród turystów ulicą Bangkoku. Istnieje po środku Bangkoku niczym ghetto dla backpakersów. Zwana jest również miejscem w którym "można zniknąć". Ulica i jej okolica proponuje relatywnie tanie noclegi. Mieści się tam cała masa agencji turystycznych oferujących wycieczki i bilety w każdy znany zakątek Tajlandii, a także wizy i transport do sąsiednich krajów. Okoliczne sklepy i stoiska sprzedają ręczną sztukę, obrazy, ciuchy, pirackie płyty, fałszywe dokumenty, żywność ze straganów, używane książki, wszelaką rozrywkę itp.itd.



Docieram w końcu na Khaosan Road przed siódmą rano. Tym razem lokuje się w 4 Sons Guest House i odsypiam podróż. Dostaję wiadomość od Sophie, że może przyjechać do Bangkoku za kilka dni, więc na nią poczekam.

Khaosan jest wyludniona jak nigdy, tu nawet gdy jest sezon deszczowy jest pełno ludzi na ulicach, a teraz pustki.

Po pierwsze zapewne z powodu niedawnych zamieszek.

Po drugie są mistrzostwa świata w piłce nożnej, wobec czego rzadko kto planuje wtedy podróż? W głowach prawdziwych mężczyzn jest wtedy tylko football :))

Mam co robić, bo codziennie lecą trzy mecze w telewizji. Przestawiłem się czasowo i w dzień śpię, a w nocy oglądam piłkę w trzech barach na krzyż. Każdy mecz w innym barze, codzienna tradycja. Ludzie mnie już znają, a ja znam ich. Naganiacz na rogu naprzeciwko sklepu 7 eleven już mnie nie pyta „where are you going sir? Taxi sir? , tylko codziennie żartuje – „podwieźć do sklepu?” Wie ,że nigdzie się nie wybieram i zaraz skręce do sklepu przed którym stoi. Facet od garniturów już mi ich nie proponuje, tylko rozmawiamy na temat piłki, Tak samo dwóch portierów z Elephant House pozdrawia mnie krzycząc – „Znów przyjechałeś? Na ile tym razem?” Znamy się ze sprzedawczynią orzechów kokosowych, z kilkoma kelnerami, rozpoznaje mnie masażystka, sprzedawca mięsa z rusztu, jeden ze sprzedawców koszulek, sprzedawczyni biletów, właścicielka Koreańskiego hotelu i jeszcze kilka osób.

Rozpoznali mnie z poprzednich wizyt i już wiedzą ,że cały czas tu wracam. Przestali mnie traktować jak turystę, a to naprawdę trudne do uzyskania tutaj. Codziennie z każdym z nich zamieniam kilka zdań , wymieniamy się uprzejmościami , a mi się wydaje jakbym mieszkał tu od lat i czuję się jak u siebie w domu. To w końcu mój piąty raz w Bangkoku w przeciągu ostatnich kilku miesięcy.

Poznaję kilku podróżników z polski z którymi włóczę się po ulicach Bangkoku, Poznaje Philipe ze Szwajcarii z którym codziennie jem śniadanie i pijam kawę, Tima z Anglii z którym wspólnie oglądam mecze… i tak leci dzień po dniu. W międzyczasie przyjeżdża Sophie i ruszam dalej.

Zasiedziałem się, ale teraz skoro musze już gdzieś jechać nabrałem energii na ponowne zwiedzanie. Najbliżej jest Kambodża, w której spędziłem już wcześniej prawie miesiąc a jako kraj, który mi się najbardziej podobał, wciąż widzę tam miejsca ,które zasługują na odwiedzenie. Opuszczam Khaosan Road po niemal dwóch tygodniach. Żegnam się ze wszystkimi i ruszamy z Sophie w poszukiwaniu autobusu w kierunku Kambodżańskiej granicy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
wnieznane
R. Tramp
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 180 wpisów180 127 komentarzy127 2097 zdjęć2097 67 plików multimedialnych67