Z Taman Negara przyjechaliśmy na powrót do Jerantut ,a następnie do Tamerloh. Płacąc za bilet 5.40 ringit.
Tamerloh to jest niewielkie miasto leżące przy drodze szybkiego ruchu między stolicą a wschodnim wybrzeżem. Ma częste połączenia autobusowe zarówno do Kuantan (1,5 godziny drogi i 10.70 ringit za bilet) jak i do Kuala Lumpur (9,70 ringit za bilet, autobus staje przy Pekeliling Bus Station), a przez to ,że leży oddalone zaledwie 130km od stolicy może być świetną alternatywą na przenocowanie tutaj również dla tych, którzy chcą odwiedzić Kuala Lumpur.
My właśnie z powodu tańszych cen i większej dostępności noclegów zatrzymaliśmy się tu na noc. Za wygodny pokój z AC i łazienką płacimy 50 ringit, a pokój o tym standarcie w KL kosztowałby z pewnością minimum 100.
Tamerloh przez to, że leży u zbiegu dwóch rzek Pahang i Semantan jest miejscem dobrym na spróbowanie świeżych ryb. Najbardziej znanym tutejszym gatunkiem jest ryba Patin oprócz niej można spotkać również: Jelawat, Baung, Tenggalan, Lampam, Belida, Tilapia i Kerai. Miasto również jest znane z odbywającego się tutaj największego targu w prowincji Pahang. Targ nazywa się Pekan Sehari i odbywa się w każdą niedzielę wzdłuż brzegu rzeki. Sprzedający przypływają łodziami zajmując dogodne miejsca około 7 rano.
Z powodu wybuchu wulkanu na Islandii i zamknięcia ruchu powietrznego nad Europą drastycznie podrożały ceny biletów z Malezji. Odnalazłem za to trzysegmentowe połączenie z Hongkongu poprzez Bangkok i Dubaj do Londynu. Więc już następnego dnia siedzieliśmy w nocnym autobusie zmierzającym z Kuala Lumpur (Puduraya Terminal) na granicę z Tajlandią (45-50 ringit za bilet) i dalej do Hat Yai w Tajlandii (Tak jak się wyjedzie wieczorem to na rano można już dojechać)
W autobusie przed nami jechało dwóch poprzebieranych za kobitki Lejdibojów. Wracali do domu. Problem mieli na granicy Malezyjskiej, bo niby w paszporcie czarno na białym ,że facet a tu jednak ktoś z cyckami zapieprza...
My za to mieliśmy problem na Tajskiej stronie.
Sophie miała już wizę, którą wyrobiła wcześniej, a mnie skierowali do biura, które zajmowało się wystawianiem tymczasowych wiz:
- Ile za wizę? - pytam
- 1500 baht odpowiadają mi na granicy…,
- taak? ,a to dziwne ,bo słyszałem w ambasadzie, że 1000 baht (nie byłem tego pewny, ale coś mi gdzieś świtało, że przeczytałem tak w świerzej informacji na czyimś blogu)
- To nie możliwe odpowiadają.
- No to ja sprawdzę – mówiąc wyciągam telefon.
Nagle zmieniają miny i mówią 1000 baht za wizę i 500 za wpisanie danych do formularza…
Aha – odpowiadam, to pan pozwoli, ale sam wpiszę swoje dane (zajęło mi to 30 sekund).
Trzeba się mieć na baczności na każdym kroku, bo w Azji nawet urzędnik na służbie czyha na swoją ofiarę. Niestety cała dyskusja i późniejsze złośliwie powolne wydawanie wizy kosztowało nas ucieczkę naszego autokaru z kilkoma rzeczami, które zostawiliśmy w środku. Szukaliśmy więc za chwile najbliższego pojazdu żeby go dogonić...