Vang Vieng znana jest z dużej oferty skierowanej głównie dla młodych przybywających tutaj licznie backpackersów z całego świata. Znamienna dla tej miejscowości jest słyszana z wielu stron muzyka techno a także tubbing na rzece i skoki na linie do wody. Tak jak Pattaya w Tajlandii stała się symbolicznym miejscem seks turystyki, tak Vang Vieng coraz mocniej zdobywa sobie miano miejsca turystyki narkotykowej. Mimo ,że w kraju tym jest surowe prawo za posiadanie i przemyt narkotyków, to w Vang Vieng bez ich szukania spotyka się je na każdym kroku. Liczne bary posiadają menu spod lady na ,którym jest cała lista przeróżnych specyfików. Niektóre z nich dodawane są do napojów i potraw, więc w ofercie są pozycje jak Happy pizza, happy shake lub naszpikowane nimi naleśniki bądź herbata.
Wiele opinii usłyszeliśmy o tym miejscu, głównie negatywnych, więc postanowiliśmy sami sprawdzić jak to naprawdę tam jest, żeby wyrobić sobie swoje zdanie...
Autobus łapiemy na stacji Talat Sao w Vientiane. Do Vang Vieng dojeżdzamy po ok. czteru godzinach. Baza noclegowa na miejscu dostępna jest na każdą kieszeń. Od dormów i prostych bungalowów dla backpakersów po luksusowe pokoje z widokiem na rzekę. Niestety Vang Vieng wita nas ulewą i tak już cały czas od naszego przyjazdu pada, bądź wręcz leje, więc nie mamy zbytnio okazji na to aby powłóczyć się po okolicy. Zostaje nam ulokowanie się w jednym z licznych barów z dużym TV w towarzystwie innych wszechobecnych tutaj poszukiwaczy przygód z różnych stron świata i oglądanie lecących tu na okrągło kolejnych odcinków serialu „przyjaciele”. W dzień tak to zwykle wygląda, bo w nocy rządzi głośna muzyka i zbudzeni do życia, żądni zabawy przyjezdni.
Tak schodzą nam dwa deszczowe dni w Vang Vieng, a ja przerobiłem blisko 30 odcinków kultowego „friends”. Trzeciego dnia, jesteśmy zrezygnowani i gotowi już do podróży z biletami w ręku do Phonsavan, kiedy nagle niespodziewanie wychodzi słonce. W ostatniej chwili odwołujemy nasz wyjazd i wychodzimy trochę poza turystyczne miasteczko. Nasza jednodniowa włóczęga po okolicy zmienia moją negatywną opinię. Odwiedzenie okolicznych wiosek, jaskiń, plenerów i podglądanie mieszkańców w ich życiu codziennym to niezła sprawa.
Następnego dnia jesteśmy gotowi do odjazdu Przed wyjazdem naszego busa przechodzimy, koło zbiegowiska ludzi, wpatrujących się z zaciekawieniem w awanturę rodzinną, która może się przerodzić w jedną sekundę w tragedię.
Młoda kobieta z długim nożem kuchennym goni mężczyznę z małym dzieckiem na rękach wokół stołów w opustoszałej z tego powodu restauracji. W pewnym momencie kobieta jest zbyt blisko, więc rzucam plecak Ani i doskakuje do niej wraz z przypadkowo znajdującym się w pobliżu Laotanczykiem zagradzając jej drogę.
Próbuję ją nakłonić do rozmowy i rozluźnienia, ale mamy barierę językową. Krzyczy tylko przez łzy, że jej mąż ją skrzywdził poprzedniej nocy i więcej nie potrafi już przekazać po Angielsku. Żałuję ,że nie znam Laotańskiego, nic tam po mnie, nic nie pomogę. Przyjeżdża Policja i zaskakując ją w pewnym momencie wyrywają jej nóż wykręcając ręke. Zabierają oboje na komisariat.
Koniec przedstawienia dla całego miasteczka. ...Podjeżdża zaraz również nasz bus i jedziemy dalej do Phonsavan.