Świat jest mały ,a trasy podróży po Azji te same. Długo nie jestem sam. Wsiadam nazajutrz do autobusu jadącego do Mui Ne, a przy następnym hotelu dosiadają się Ania i Cristina! Odnaleźć się w Wietnamie bez umawiania? Żaden problem!
Tylko Moni brakuje do kompletu. Miała taki sam pomysł jak Miłosz i już jest w Sajgonie. W autobusie wymieniamy sie poglądami na temat tego co robić. Cristina chce jechać do Sajgonu, a Ania wysiada ze mną w Mui Ne. Z naszej piątki my we dwójkę mamy najwięcej czasu. Pozostałym się spieszy na Świętecznego karpia do Europy, więc muszą ciąć trasę. Przetasowania składów mamy niezłe.
Znajdujemy pokój za 10 $USD (najdrożej w Wietnamie do tej pory). Pożyczamy też skutery (to najlepsza forma na poznanie okolicy zwłaszcza, gdy płaci się tylko 3-6$ USD za dobę użytkowania) i jedziemy do najbliższego miasteczka Phan Thiet.
Główna droga wiedzie wzdłuż kilkunastokilometrowej plaży. Po bokach drogi pełno hoteli, restauracji i resortów. Miejscami infrastruktura turystyczna zbyt rozbudowana dlatego cieszy nas, że udało nam się znaleźć nocleg bliżej wioski rybackiej, gdzie nie jest tak komercyjnie i tłoczno.
Do wioski udajemy się już następnego dnia, skręcając przy okazji na wielkie czerwone piaszczyste wydmy dzięki, którym ta miejscowość rozwineła się turystycznie.
Ulubioną aktywnością na wydmach jest zjazd na plastikowej podkładce, którą wypożyczają miejscowe obrotne dzieciaki. Trzeba jednak troche uważać, bo ubezpieczenia nie dają w pakiecie, a sam widziałem jak babka w średnim wieku przecholowała z predkością lądując z głową w piasku wyciągnięta niczym struś. To jeden z tych upadków z serii "śmiechu warte". Chociaż jej z piaskiem w uszach do smiechu nie było.
Śmiganie po wydmach to nie jedyna aktywność w Mui Ne. Na wybrzeżu wieje silna bryza stwarzając dobre warunki na uprawianie widnsurfingu i kitesurfingu.
Tu w Mui Ne w końcu czujemy klimat ,żeby zostać na dłużej. Wietnamskie ceny zachęcają. Jeździmy sobie skuterkiem gdzie chcemy, a jak nie jeździmy to idziemy na plaże. Przynoszą nam owoce morza, piwko ,rybke, kolejne piwko, kolejną rybke i tak przez cały dzień. Zaglądam wieczorem w portfel i wydaje mi się, że mnie w coś wkręcają. Żyje jak król. Wydałem 6 dolarów! Podoba mi się! Jeszcze tego samego dnia robimy kalendarzową matematykę i decydujemy ,że trzy dni odpoczynku to akurat ,żeby zdążyć na spotkanie z Miłoszem w Sajgonie. Przydadzą się kolejne dwa dni z plażą, piwkiem, rybką i owocami morza.
Oprócz owoców morza często raczymy się zupą Pho, którą tu sie jada od rana do wieczora. Pho jest rosołem z makaronem i pływającymi "różnymi" dodatkowymi składnikami. Lepiej nie pytać pochodzenia niektórych składników, bo może przestać smakować. Składniki zupy nie są gotowane a tylko parzone. Robi ją się na mięsie wołowym Pho bi i na kurzym Pho ga. Do przyprawiania używana jest zielona kolendra.