Geoblog.pl    wnieznane    Podróże    9 miesięcy podróży po Azji Płd. Wsch. i Chinach    Kilka dni laby w Koh Kong i na wodospadach Tatai
Zwiń mapę
2010
01
sty

Kilka dni laby w Koh Kong i na wodospadach Tatai

 
Kambodża
Kambodża, Koh Kong
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15944 km
 
Zamiast w Koh Kong lądujemy w Cham Yeam. Przespaliśmy nasz przystanek. Wysiadamy na granicy Kambodży z Tajlandią. Musimy się wrócić o jakieś kilkanaście kilometrów do tyłu. Masakra jakaś! Szybko otaczają nas podejrzane typy proponując transportowe usługi za niemal Paryskie stawki. Są dosyć nachalni i nie przebierają w słowach. Nikt nie chce zejść z ceny. Zmówili się i działają jak mafia. Dla nas za drogo. Nigdzie nie musimy jechać. Obrażamy się! Siadamy demonstracyjnie na walizkach. Jest straszny upał. Jeśli oni nie zmiękną, to ja wytrzymam góra z 10 minut. Mija 5 i jeden z nich się łamie. Godzi się na niższą opłatę. Pakujemy się na tuk tuka i ruszamy. Odprowadza nas złowrogie spojrzenie przygranicznej mafii taksówkarzy. Żegna ich gest Kozakiewicza.

Wjeżdzamy do miasteczka. Zatrzymujemy się przy eleganckim hotelu blisko centrum. Dwuosobowy pokój z airconditionerem kosztuje 10 $USD (www.apexkohkong.com) Na miejscu spokój i mało turystów. Dobre miejsce na przystanek. W tej chwili panują w Kambodży piekielne upały. Planujemy zostać w hotelu aż się nieco ochłodzi. Airconditioner w pokoju nam służy. Basen na zewnątrz również. W południe nawet nie wychodzimy z hotelu. Obiady jemy wieczorami chodząc do restauracji zlokalizowanej przy brzegu rzeki. Problemy czekają na nas w drodze powrotnej.
Na ulicy krążą duże watahy miejscowych psów. Niektóre dosyć pokaźnych rozmiarów. Są agresywne w grupie i nie boją się podchodzić na bliską odległość. Warczą zaciekle obszczekując wkoło. Mamy wrażenie, że za sekunde rzucą się aby rozszarpać nas swoimi kłami. Najgłośniejszy z nich to najmniejszy kurdupel. Wyglada jakby nimi dowodził. Gdyby nie miał dwudziestu szczekających kumpli za ogonem to chętnie sprzedałbym mu takiego kopa żeby do Bangkoku doleciał...
Chodze uzbrojony w kija i kamień, ale wole się w tym boju nie sprzawdzać. Szkoda, że nie ma w miasteczku pizzy na wynos.

Po kilku dniach upałów zrobiło się chłodniej. Czas na zwiedzanie. Kusi nas pobliska Koh Kong Island. Teren wyspy jest strefą wojskową. Nie ma żadnych hoteli ani możliwości noclegów. Można tam popłynąć na jednodniową wycieczkę, ale ceny odstraszają. Najtańszą z ofert z jaką się spotkałem to 35 USD za osobę. Drożyzna! Musimy odpuścić. Wypożyczamy skuter i ruszamy na wodospady Tatai. Za skuter płacimy 5$ USD. Wyruszamy główną drogą N48 w kierunku przeciwnym do granicy z Tajlandią. Po kilkunastu kilometrach zjeżdzamy w drogę gruntową przejeżdzając koło posterunku wojskowego. Zatrzymuje nas żołnierz. Żąda dolara opłaty za wjazd. Facet wygląda zabawnie. Od pasa do głowy mundur i żołnierz. Od stóp do pasa kolorowe gatki i Japonki. Dolara płace. Ten kto ma broń rządzi. Ruszamy dalej. Jadąc polną drogą dojeżdżamy do celu. Skuter chowamy w zaroślach. Schodzimy w dół śliską, błotnistą ścieżką. Docieramy do rzeki. Nie ma wysokiego poziomu wody, więc można przejść na drugi brzeg wykorzystując wielkie głazy. Niedługo zajdzie słonce. Na miejscu jesteśmy sami. Stroje kąpielowe już niepotrzebne. Wskakujemy do wody.

W Koh Kong spędziliśmy kilka dni. Czy warto tam jechać? Kambodża jest przepięknym krajem, a to piękno można znaleźć również w Koh Kong...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
wnieznane
R. Tramp
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 180 wpisów180 127 komentarzy127 2097 zdjęć2097 67 plików multimedialnych67