Przejechaliśmy przez biedne przedmieścia Phnom Penh, wjeżdzając do wcale nie wyglądającego lepiej centrum. Bus zawiózł nas do King Guest House usytowanego przy 141 st. odchodzącej od Sihanouk Blvd. Dlaczego tam? Kierowca miał umowę z właścicielem, ale nie wyszło najgorzej. Za pokój dwuosobowy z łazienką zapłaciliśmy po negocjacji 7 $USD. Na drugi dzień uliczke obok znaleźliśmy pokój za 6 $USD, więc poszliśmy vabank z naszym guest housem mówiąc ,że jak nam dadzą lepszą cenę to zostaniemy te kilka dni u nich. Zaproponowali 5 $USD. Decyzja była prosta.
W ambasadzie Laosu zostawiliśmy nasze paszporty z prośbą o wizę do ich kraju.
Ania zaniemogła na kilka dni spędzając najwięcej czasu w tym malutkim pokoiku z charakterystyczną dziurą pośrodku. Zatrucie pokarmowe czy jak to zwą w tej części świata? W Egipcie to zemsta Faraona, w Ameryce Południowej zemsta Montezumy, a w Azji Południowo-wschodniej? Zemsta Buddy? Nie wiem, ale w Polsce to bardziej proste. Po prostu sraczka i zemsta dupy.
Szwendałem się po ulicach sam. Bardzo mi sie podobało w stolicy. Ma swój niepowtarzalny trudny do opisania klimat i smak. Fascynacja, urok i strach pomieszane w jednym garnku. Do tego wrzucona garść tragicznej historii i szczypta czegoś trudnego do określenia. Czegoś co można spotkać tylko w Kambodży. Wszystko przemieszane dwa razy na wolnym ogniu i podane na talerz gorące i pikantne. Taka jest Kambodża.
Skoro nawiązałem do gotowania to napisze kilka słów o miejscowych daniach. Najbardziej smakuje mi tradycyjna narodowa potrawa zwana Amok (kroeuk). Jest to ryba w mleczku kokosowym i ziołach przygotowtwana na parze i zawijana w liść banana. Amok robi się również z mięsem kury i świni.
Innym pysznym daniem kuchni khmerskiej jest Lok Lak czyli wołowina pokrojona w cieniusieńkie płatki marynowana w sosie sojowo-rybnym i gotowana na woku. Za obie potrawy płaciłem od 3 do 5 USD.
W Phnom Penh poprzez nieustanny rytm warkotu motorów przebija się wciąż zapytanie; tuk - tuk my friend? Where are You going? Więc poruszam się po mieście tuk-tukiem płacąc za różne odcinki ok 3000-6000 rieli. (1 $USD to około 4160 rieli). Oczywiście po twardych negocjacjach. Skuter jest nieco tańszy i to kolejna dostępna opcja. Można również wypożyczyć swój za kilka dolarów (7-10 $) zostawiając w depozycie paszport.
W Kambodży można płacić zarówno dolarami jak i rielami. Przy czym z bankomatu otrzymamy tylko i wyłącznie amerykańską walutę. Z pewnych względów (problemy z wizą dla Polaków) zawsze się wzbraniałem do odwiedzenia kraju gdzie dolary płyną ze ściany, aż tu nagle fortelem mam to samo na innym kontynencie.
Podczas jednej z wędrówek po mieście poznałem Polkę Alicję pracującą jako zarządca nieruchomości i mieszkającą na stałe w Phnom Penh. Opowiedziała mi trochę o tym jak się tam żyje i o tym jak mieszkała i pracowała poprzednio w kilku Afrykańskich krajach. Bardzo interesująca kobieta z ciekawą przeszłością i charakterem (uwielbiam takie poznawać).
Wieczorem odwiedziliśmy kolorowy targ Old Market zatopiony w całym tym charakterystycznym Azjatyckim chaosie. Następnie przeszliśmy w okolice Norodom Boulevard. To tu wokół skupionych blisko siebie klubów kwitnie życie nocne stolicy.
Zabawiliśmy tam na tyle długo ,że już napewno będe pamietał ,żeby lepiej nie wdawać się w planszowe gry z barmankami, bo jakoś tak wychodzi, że czy się przegra czy się wygra to finansowo i tak zawsze do tyłu...
Kolejnego dnia gdy Ania odzyskała siły wypożyczyliśmy skuter i ruszyliśmy odwiedzić pałac królewski, muzeum narodowe i mieszczącą się na niewysokim wzgórzu świątynie Wat Phnom.
Jazda po Phnom Penh to nie lada wyzwanie. Czasem ruch na ulicy wymyka się jakimkolwiek regułom. Wanczający się do ruchu z drugiej strony jezdni zanim wykorzystując przerwę wjadą na swoją prawidłową stronę kontynuują jazdę przy brzegu jezdni pod prąd przez dłuższy odcinek drogi.
Tworzy to niejako cztery pasy ruchu z czego każdy kolejny jest w odwrotnym kierunku do następnego. Po drodze można zobaczyć takie ekstremalne widoki, jak skuter pełen przywiązanych do niego kur, pięć osób na jednym motorze, lub przyiązany do siedzenia bagaż o pięciokrotnie większej objętości niż pojazd.
W okolicy świątyni Wat Phnom mineliśmy się również ze słoniem, ale to akurat był wyjątkowy tego dnia przypadek.
W samej świątyni Ania zabawiła dłużej, a ja siedząc na ławce poniżej wzgórza w ciągu zaledwie kilku minut dostałem trzy propozycje płatnych usług seksualnych. Z czego jedna z nich pochodziła od 12 letniej dziewczynki! Mimo że była niemową, to nauczona doświadczeniem bardzo szybko na migi potrafiła mi objaśnić co chce mi zaproponować.
Prostytucja w ubogim Phnom Penh to bardzo widoczne zjawisko, a prostytucja wśród nieletnich to poważny problem całego kraju.
Na każdym rogu widoczne są plakaty organizacji międzynarodowych proszące o kontakt z odpowiednią placówką osoby, które są świadkami wykorzystywania nieletnich. Te plansze to jeden ze stałych elementów krajobrazu nie tylko stolicy ,ale i całej Kambodży ,więc dokładnie odzwierciedla skale tego problemu. Sami będąc turystami możemy pomóc w eliminacji pedofilstwa dzwoniąc pod jeden z numerów umieszczonych na ogłoszeniu w przypadku zauważenia jakiś jego oznak.
Drugiego dnia ruszyliśmy śladami zbrodniarza Pol Pota najpierw na "killing files" (pola śmierci) poza miasto, a później do słynnego więzienia "21" (opisy z tych dwóch miejsc w późniejszej części)
Zwiedzając więzienie rozdzieliliśmy się na chwilę, a ja trafiłem na Cristinę !?!?! Mały świat !
To był jej ostatni dzień w Kambodży. Rano leciała do Hiszpanii. Wieczór spędzamy na mieście. Od niej dowiedzieliśmy się, że Monika już poleciała do polski, więc z nią niestety już się nie zobaczymy w Siem Reap...
Cristina poleciła nam ,żeby jechać do Battambang, którego nie mieliśmy wcześniej w planach, więc za jej radą wykupiliśmy tam bilety płacąc za nie 5$ (z odbiorem z hotelu).
Ania postanowiła jechać z samego rana ,żeby coś jeszcze zobaczyć, a ja przewidując ,że wieczór z Cristiną nie zakończy się zbyt wcześnie (dobrze przewidywałem) wykupiłem bilet na popołudniowe połączenie umawiając się z Anią, że spotkamy się na miejscu, gdy prześle mi namiar na hotel. Więc następny Battambang!