Kolejny dzień na Mekongu no i kac, kac i jeszcze raz kac, a tu trzeba zwiedzać...
Zapłaciłeś za cały ten komercyjny bajzel? To teraz zasówaj ,po fabrykach placków, rybich fermach, pływających targach, małpich mostkach i innych podobnych...
Czułem się jak bohater satyry Krasickiego "Skąd idziesz?" - "Ledwo chodzę". - "Słabyś?" - "I jak jeszcze. Wszak wiesz, że ja się nigdy zbytecznie nie pieszczę"...
No i po co było tyle pić? Po co?!? Zadawałem sobie to pytanie, aż do wieczora gdy usiadłem kolejny raz do "happy water"... Ech życie...
Wieczorem była "specjalna" okazja, bo Wietnam grał w półfinale pucharu Azji. Większość Wietnamczyków zgromadzona była w barach oglądając mecz na żywo w telewizji. Dołączyliśmy do nich z Anią wraz z Euan (z Australii) i Nastie (z Grecji). W czwórkę mieliśmy na drugi dzień oddzielić się od reszty grupy i jak to mówili organizatorzy "specjalną" łódką przekroczyć granicę z Kambodżą. Więc mając to na uwadze, trzymaliśmy się już razem.
Wietnam wygrał i awansował do finału, ale euforii specjalnej na ulicach nie było widać. Było to co prawda małe miasteczko Chau Doc, a nie Sajgon gdzie poprzednio oglądaliśmy spontaniczną reakcje tłumów na zwycięski wynik ćwierćfinałowy. Wyobrażaliśmy sobie tylko co musiało się tam dziać teraz, a ja żałowałem, ze nie możemy zostać do finału, bo w przypadku zwycięstwa Wietnamu chciałbym być wtedy w Sajgonie i być tam świadkiem wydarzeń. My niestety mamy wykupiony już kolejny etap podróży. Musimy ruszać dalej...
Rano opuściliśmy Chau Doc i ruszyliśmy do Kambodży. Przesiedliśmy się z łódki Wietnamskiej na Kambodżańską. Łódka rzeczywiście okazała się "specjalna", bo po 10 minutach najnormalniej w świecie wzięła się i popsuła. Więc to była ta "specjalność" łódki.
Pierwsza próba naprawy wyglądała trochę mało zawodowo. "Skiper" zdjął pokrywę silnika uruchomił dziwnie chodzący silnik i zadzwonił do swojego kolegi mechanika ,żeby :))) (śmiać mi się chce ,jak sobie przypomnę) przystawiając telefon do źle pracującego motoru pomóc mu usłyszeć wadę :)) Rady mechanika chyba nie były zbyt pomocne (chyba żle wadę usłyszał) bo po kilku nieudanych próbach odpalenia silnika. "kapitan" "zaparkował" w pobliskich szuwarach i wziął się bez słowa wyjaśnienia za rozbieranie silnika (zresztą czy jakiekolwiek wyjaśnienie w Kambodżańskim języku miałoby sens?).
- "P......to, idę się opalać na dach. Wakacje mam". Naprawa po godzinie czasu skończyła się podwójnym sukcesem, bo nie dość, że silnik już prawidłowo działał to jeszcze zostało kilka części na podłodze po złożeniu. Analiza przedstawia się następująco. Silnik ,źle działał bo miał za dużo części i tyle.
Całą pozostałą drogę spędziliśmy już na dachu łodzi. Na całym biegu Mekongu widziałem sytuacje gdzie ludzie robią toaletę ,kąpią się ,piorą, a z drugiej strony w tej samej wodzie płukane są naczynia bądź gotowane produkty.
Wieczorem dobiliśmy do właściwego odcinka brzegu i busem przetransportowali nas do Phnom Penh. Brzeg Mekongu od strony Kambodży był niesamowity! Wpłynięcie do Kambodży Mekongiem ,będę polecał każdemu! Część wybrzeża i życie na brzegu pokazuje film ,który umieszczam poniżej.