W Kuala Terengganu znaleźliśmy autobus odchodzący z terminal bus w kierunku na Dungun. Bilet do znajdującego się na trasie małego portu Marang kosztuje 1.70 ringit, ale trzeba powiedzieć kierowcy, że ma stanąć przy porcie.
W porcie zapakowaliśmy się do małej łódki, która dowoziła zaopatrzenie do wyspy Kapas Kechil znajdującej się 5km od wybrzeża. Bilet kosztował 30 ringit. Na łódce byliśmy jedynymi pasażerami. Po 15 minutach przypłynęliśmy do brzegu i wskoczyliśmy z bagażami do wody.
Wyszła nam na powitanie Olivia - Brytyjka o niewiarygodnie błękitnych oczach, która też kiedyś tak przypłynęła z plecakiem jak my, usiadła na plaży, zauroczona wyspą, powiedziała do siebie - „Fuck everything” - i tak już została. Znalazła pracę w backpakerskim resorcie KBC czyli Kapas Beach Chalet, gdzie właśnie się zatrzymaliśmy (film poniżej).
Kilka minut po przyjeździe siedziałem już z maską i rurką pod wodą. Pulau Kapas to raj jeśli chodzi o nurkowanie i snorkeling.
Przejrzysta woda i rafy na wyciągnięcie ręki.W wodzie pływają: węgorze, olbrzymie mięczaki, mątwy, jeżowce, strzykwy, Pufferfish skalary, welonki, ślimaki morskie, żółwie, poza tym wiele rodzajów miękkich i twardych koralowców... bajka...
Wyszedłem po dwóch godzinach z wody zaszokowany pięknem podwodnego życia i tym co tam zobaczyłem, usiadłem na brzegu, pomyślałem „Fuck everything” ....
- "Fuck everything" - i tu zostać. Przyznam się ,że ta myśl wciąż chodzi mi po głowie. Po co się ścierać nieustannie? Kiedy znalazło się już raj, to czy pozwolić mu się wymknąć tak szybko?...
Kolejnego dnia dostałem wiadomość, że w ośrodku Kapas Island Resort na przeciwko domku nr. 24 jest ścieżka przez dżunglę, która prowadzi na drugą stronę wyspę. Zamierzałem się wybrać późnym popołudniem, ale lokalni powiedzieli ,że to jakieś „samobójstwo” i przed zmrokiem nawet oni tam nie chodzą. Wstałem, więc rano, bo dżungle trzeba zaliczyć. Odnalazłem domek Nr. 24 i ścieżkę w głąb dżungli, 15 minut później straciłem szlak, gubiąc go bezpowrotnie. Tyle z wycieczki. Ledwo wróciłem z powrotem pokąsany przez setki moskitów... Uciekając przed chmarą wskoczyłem do wody i płynąc przy brzegu nadziałem się na zagrzebaną w piasku płaszczkę. Nie wiem kto był bardziej wystraszony spotkaniem. Dobrze ,że nie skończyłem jak Steve Irwin.
P.S. Na wyspie poznaliśmy dzielnych podróżników z Polski Anie i Michała, którzy nocowali tam pod namiotem ,a ich blog to www.wszedziedobrze.blogspot.com i www.niechsiedziejecochce.blog.onet.pl.
Jeśli miałbym opisać tą wyspę w jednym zdaniu, napisałbym tak: "Bardzo łatwo tam dotrzeć, lecz bardzo trudno już ją opuścić"