KOH TAO - TANOTE BAY - JAK W DOMU
Meldujemy się pod wieczór w resorcie Tanote View na małe Full Moon Party. Wita nas gospodyni, która jest na tyle chuda, że prawie cienia nierzuca, a jak staje bokiem to często jej nie widzę. Trzeba ją wołać i słuchać gdzie się odezwie.
Gospodyni porywa Sophie przebierając ją w różne Tajlandzkie stroje. Znalazła sobie lalke barbie do przebierania. Z głośników płynie muzyka Boba Marleya ,a oprócz nas jest Sam z USA, Tim ze Szwajcarii. mieszane małżeństwo Tajki z Anglikiem i cała grupa zwierząt. Dwa psy o imionach "Snow" i "Mr Been" .Ptak który się śmieje jak człowiek i cała banda kulików.
Wąskie grono jak na full party ale zabawy mnóstwo.
Wszyscy po kolei przebieramy się w różne stroje czerpiąc z bogato wypchanej szafy właścicielki resortu. Na końcu imprezy nasza gospodyni przyrządza przepyszną kolację. Tym mnie szybko namawia do powrotu. Rezerwujemy bungalow (za 450 baht) na następny dzień i nocą wracamy do naszego pokoju na Sairee Beach.
Rano robię dwa kursy skuterem przerzucając bagaże. Robimy check out i oddajemy motocykl.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W Tanote View resort spędziliśmy niezapomniane dni. Dostaliśmy bungalow z pięknym widokiem na morze i leżącą poniżej zatokę. Wokół otaczała nas dżungla. O świcie budziły nas jej wszelkie odgłosy.
Codziennie rano na dzień dobry o wschodzie słońca ruszałem biegiem w dół zbocza, gdzie na mecie czekała na mnie nagroda w postaci tropikalnej plaży i snorkeling w egzotycznym podwodnym środowisku.
Popołudniu był czas hamakowania. Spotkania ze stałymi bywalcami baru. Konwersacje ze smakiem miejscowych skrętów na ustach i Jamajskie rytmy...
Wieczorem kolejny blant, seans filmowy z DVD i wyśmienita kolacja.
Gospodyni kazała na siebie wołać „mama” i nawet nie wiadomo kiedy staliśmy się jej synem i córką ,bo tak na nas wołała. W pewnym momencie nawet trochę pomagaliśmy jej w pracy mając z tego powodu finansowe korzyści.
Czy czułem się szczęśliwy? Jak Cholera! Tajski urok wyspy zadziałał. Poczułem się jak Di Caprio na Niebiańskiej Plaży Ludzie przyjeżdżali tu na tydzień ,a zostawali na lata. Chyba też tak zrobię! Czy jestem obibokiem? Pewnie tak, ale wcale mi nie jest z tym źle. Są lata chude i grube. Teraz przyszedł czas na te drugie. Trzeba korzystać. Jak przyjdą chude, będzie co wspominać...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W ostatnich dniach naszego pobytu w Tanote View odwiedziła nas Ania, która od kilku dni również przebywała na wyspie. Przyjechała z poznanym w drodze Marokańczykiem o imieniu Hitcham. Obydwoje również postanowili zostać w ośrodku na kilka dni.
Po kilku dniach wspólnego imprezowania postanowiliśmy ruszyć na następną wyspę już w czwórkę. Tradycją resortu było umieszczenie naszych wpisów na ścianach restauracji. Tym sposobem pożegnaliśmy się z tym przyjaznym dla nas miejscem i z naszą przybraną Tajską "mamą".