Sukhothai to pierwsza stolica Tajlandii, którą zamierzamy zobaczyć na naszym szlaku byłych stolic tego kraju.
Dotarliśmy do miasta w południe. Ania poszła poszukać noclegu ,a ja rozejrzałem się za miejscem gdzie na nią poczekam. W zasięgu zwroku pojawił się zarys budynku „Chopper Bar Beer”. Plakat ze zdjęciem piwa obłożonego lodem spełnił swoją marketingową funkje. O niczym innym już nie myślałem gramoląc się podczas 40 stopniowego upału z dwoma dużymi plecakami na piętro opustoszałego baru. Wystrój niezły. Już nie tylko po nazwie ,ale i po zdjęciach widać ,że właściciel to stary Harlejowiec. Wystrój wystrojem, ale gdzie obsługa? Gorąco na zewnątrz, piwo na wyciągnięcie ręki, a tu nikogo kto je poda. Wytrzymałem minutę. Wszedłem za bar i wyciągnąłem zimnego Singha z lodówki. Wybaczą. Jak przyjdą to się rozliczę.
Dzisiaj miałem jubileusz. Minęły okrągłe trzy miesiące odkąd wyruszyłem w podróż po Azji, więc było za co wypić. Już teraz wiedziałem, że była to jedna z lepszych decyzji mojego życia. Szybko wychyliłem pierwszego Singha, Ania wróciła po kolejnym ,a dopiero przy czwartym browcu pojawił się zdziwiony jegomość ,że ktoś siedzi w środku i żłopie jego piwo. W czym problem człowieku? W tym ,że otwieramy dopiero za trzy godziny. No, nieźle! Zapomnieli zamknąć drzwi. Dobrze ,że ktoś wpadł przypadkiem bo bym się nieźle utytłał jakbym miał czekać jeszcze trzy godziny z zapłatą. Chyba byłbym pierwszym klientem w historii lokalu, który został wyniesiony w stanie nieważkości zaledwie minutę po otwarciu baru
Zatrzymaliśmy się w TR Guesthouse. Cena niezła, pokój czysty, Internet z wi-fi ,dobre jedzenie i coś niespotykanego tutaj. Kompetentny recepcjonista!
Zwykle w tym rejonie świata spotyka się w recepcji takich osobników co to nie lubią za bardzo się zmęczyć. Ani fizycznie ,ani intelektualnie. Ten tutaj to ewenement. Niesamowity profesjonalizm i duża wiedza na temat wszystkiego co może interesować podróżników w tym miejscu. Byłem pod dużym wrażeniem. Szacunek!
Po rozpakowaniu plecaków ruszyliśmy na obchód miasteczka. Wróciłem wcześniej niż Ania i otrzymałem informację, że w hotelu zameldowała się Polka, która wyraziła ochotę żeby się z nami spotkać jak tylko wróci z miasta. Godzinę później spotkałem przesympatyczną Olę. Spędziliśmy na rozmowie cały wieczór. Ola podróżowała sama po Tajlandii i miała dla nas dużo praktycznych informacji o miejscach, które były jeszcze przed nami...
Następnego dnia pożyczyliśmy skuter jadąc do oddalonej o 14 kilometrów starej części Sukhothai ,żeby zobaczyć park historyczny znajdujący się na liście Światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.
Wszystkie świątynie znajdowały się na dużym rozległym terenie, dlatego najlepszą opcją było przemieszczanie się po parku skuterem. Cały dzień spędziliśmy przy kolejnych obiektach sakralnych poświęconych Buddzie odwiedzając kolejno Wat Traphang Thong, Wat Mai, Wat Sa Si, Mahathat, Si Sawai i także te dalej oddalone wraz z Wat Si Chum gdzie mieści się posąg siedzącego buddy, który jest jednym z największych posągów wybudowanych w Tajlandii ku czci Buddy. Co ciekawe trzeba zapłacić za wstęp przy bramce kolejną opłatę, a po prawej stronie od wejścia znajduje się ścieżka ,gdzie bez problemów przechodzą ludzie. Można nawet wjechać motorem. Ja wjechałem.
Po całym dniu w świątyniach, spotkaliśmy się wieczorem ponownie z Olą. Ponieważ wraz z kolejną butelką piwa zrobiło się wesoło, to impreza z trzech osób rozrosła się do kilkunastu i potrwała do późnych godzin przez co trudno było się zebrać rano na odchodzący autobus...ruszyliśmy dalej na południe...