Jedziemy do Badaling zobaczyć Wielki Mur!
Lepiej na tą wycieczkę nie mogliśmy się dobrać. Spotkał się zdezorientowany z zagubionym. Ja liczyłem na to, że Mike wie jak tam dojechać. Mike liczył na mnie...
Poprzedniego wieczora przy kilkuprocentowych trunkach udało nam się omówić politykę rady nadzorczej jednego z plemion w Zimbabwe w stosunku do Nepalskich tygrysów, a dziś nie mogliśmy złożyć w sensowną całość kilku następujących po sobie wyrazów.
Pół godziny od wypicia kawy zaczeło się coś powoli kleić, ale dogadanie się na kacu z Chinczykami było tego dnia nad wyraz trudnym zadaniem. Długi czas później pozyskaliśmy następujące instrukcje:
Ze stacji metra Dongzhimen wychodzimy wyjściem "A" mając po przeciwnej stronie ulicy mcdonalda. Przy ulicy staje autobus 909 ,który zawsze bywa tłoczny. Za 2 juany jedziemy nim do przystanku De Shengmen, tam przesiadamy się do autobusu 919 do Badaling. Autobus kosztuje 12 juanów i to na tyle. Proste!... pewnie, że proste ,ale pod warunkiem jak się wcześniej o tym przeczyta.
Po dwóch godzinach dojechaliśmy na miejsce. Bilet wstępu ze zniżką studencką kosztował 22.50 juanów. Mineło już kilka lat odkąd Mike i ja skończyliśmy studia, ale wykorzystaliśmy brak znajomości zachodnich dokumentów u Chińczyków, więc po okazaniu amerykańskiego prawa jazdy i polskiej karty polisy na podróż uzyskaliśmy nienależną ulgę.
Wdrapaliśmy się na jeden z odcinków muru. Widok niesamowity. Mur wił się aż po horyzont i gdyby w tle nie było słychać dzwięków Chińskiego miauczenia (co nad wyraz jest tu zwane muzyką), a wokół nie byłoby pełno nachalnych ludzi, którzy koniecznie chcą nam coś sprzedać, to można by było powiedzieć ,że to bezcenne chwile.
Po wizycie wracamy do Pekinu. Nasz wspólny etap tutaj się kończy. Mike wraca do Petersburga. Pracuje tam jako nauczyciel angielskiego i od niemal pół roku odkrywa tajniki kobiet słowiańskiej urody.
Oby więcej tak zabawnych i interesujących ludzi po drodze...