Wysiadamy z łódki przy plaży Iboih. Zostawiam Monike z plecakami w wiosce ,a sam próbuje znaleźć nocleg w przystępnej cenie. Ponownie jak przed kilkoma dniami mam trudności, aby znaleźć coś ciekawego. Sytuacja dodatkowo jest trudniejsza niż poprzednio z powodu Chińskiego Nowego Roku, który się właśnie rozpoczoł. Chinczycy bardzo lubią sobie wtedy wyruszyć na dłuzsze wakacje, dobierając do kilku dni wolnego dodatkowy urlop. Przy tak licznym państwie jak Chiny (1,4 mld ludzi dostających wolne) dosyć istotne jest ,aby pamiętać o tym wydarzeniu i lepiej nie znaleźć się tak jak my w podbramkowej sytuacji, szukając noclegu w samym środku okresu ich świętowania.
Mijam Green House, gdzie pięć oferowanych przez nich pokoi jest już zajętych (ceny od 50000 bez okna w piwnicy z łazienką na zewnątrz, lub 70000 z tarasem, oknami, łazienką w środku, oczywiście ceny po negocjacjach, ale chyba niżej już się nie da? Te ceny pamietam z poprzedniej wizyty, sprzed trzech dni,a teraz jest wszystko pozajmowane) Potem jest Mamamija i też wszystko pełne. W Ulala również brakuje wolnych miejsc, bungalowy na przeciwko także full. Mijam Iboh Inn i niby mają coś, ale próbują zedrzeć, albo za niższą ceną chcą gwarancji ,że zostanie się przynajmniej pięć dni (takich gwarancji nie daje, jestem wolnym człowiekiem, więc idę dalej) Docieram prawie pod koniec do Julias Bungalow i tam udaje mi się dostać domek na palach położony pięknie na samym skraju wybrzeża kosztujący 60000 rupii (bez negocjacji, bo sytuacja nie sprzyjała negocjacjom i tak niskiej już ceny). Drugi wolny bungalow znajdował się na wzgórzu, troszke dalej od morza dlatego cena jego była niższa (50000 rupii). Łazienki typu indyjskiego (polewanie się kubełkiem z baseniku) są wspólne w zewnętrznym osobnym budynku (troche problem ,bo są tylko dwie kabiny, a chętnych czasami dużo, dlatego lepiej się wstrzelić o dobrej porze dnia) Najlepiej gotują Indonezyjskie dziewczyny w restauracji Ulala i to chyba głównie dlatego miejsce to jest punktem spotkań obieżyświatów z różnych stron globu, gdzie przy lokalnym whiskey (kręci się tam taki miejscowy jegomość z plecaczkiem oferujący buteleczką 350ml. za 80000 rupii) lub ogólnie znanym Indonezyjskim piwie Bitang (spod lady za 25000 rupii za małą puszkę niestety) odbywają się imprezy do póżnych godzin nocnych lub nie rzadko wczesnych porannych i czasem trudno z powodu dużej liczby gości znaleść tam wolny stołek, więc siada się gdzie popadnie, czyli najczęściej na podłodze. Dzień na Iboih wygląda zazwyczaj tak samo jak poprzedni i następny. Zaczyna się śniadaniem w swoim ośrodku, następnie snorkling, pływanie i byczenie się na hamaku z książką (lub bez jak kto woli) a wieczory z kolacją w w/w restauracji, która jest miejscem gdzie po kilku wizytach przybywa zwykle kilka kolejnych kontaktów w naszych książkach adresowych bądź na facebooku. Poznajemy tam też m.in. dwóch 27- letnich Amerykanów, którzy zacumowali koło nas zakupionym zaledwie przed miesiącem jachtem oceaniczny, aby po zaledwie 10 dniowym przeszkoleniu na kursie Day skiper ruszyć w wielomiesięczną podróż po Australo- Azji (to wariaci jednak ci Amerykańce). Trase podróży mają na tyle dla nas ciekawą, że nie wykluczone jest ,że ich jeszcze spotkamy, albo popłyniemy z nimi na łajbie, a na razie po kilku dniach na Iboh przeskakujemy na kolejną znaną plaże na wyspie, którą jest Gapang Beach.