Kolejnego dnia opuszczamy hotel w południe udając się kolejką MRT na stacje Prince Edward, gdzie kierujemy się do wyjścia o numerze C2. Plecak znów staje się ciężarem. Jutro powyrzucam trochę butów i skarpetek. W tropikach wystarczą japonki.
Po przejściu ulicy trafiamy na biura organizujące przejazdy autobusowe do najbliższych miast. Naszym celem jest powrót do Guangzhou. Tam mamy złapać pociąg do Kunming, gdzie spotkamy się z Moniką. Za bilet do Guangzhou płacimy 75 $HK...
Wyjeżdzamy z HK i ponownie wjeżdżamy do Chińskiej Republiki Ludowej. Z wizami nie mamy problemu już wcześniej wyrobiliśmy podwójnego wjazdu. Walczymy tylko z czasem, żeby zdążyć na ostatni tego dnia pociąg.
Po trzech godzinach dojeżdzamy na przedmieścia miasta. W autobusy już się nie bawimy. Bierzemy taksówkę, a ta jak na złość wjeżdża w gigantyczny korek stając niemal w miejscu na trzypasmowej estakadzie.
Mimo bariery językowej kierowca szybko załapał że zależy nam na czasie. Zaczoł wywijać niezłe numery, żeby się przebić do celu. Dzięki temu zarobił dodatkowy papierek a my zdążamy przed odjazdem pociągu. Niestety wszystkie bilety już sprzedane. Pociąg pełny, a kolejny odjeżdża dopiero o siódmej rano. Kupujemy miejsca na twarde leżanki, za które płacimy po 340 juanów. Do odjazdu zostaje dwanaście godzin. Noc zimna, a koło dworca żadnego hotelu. Obok Mcdonald otwarty całą dobę. W środku drzemie już około dwudziestu osób. Wygląda to bardziej jak poczekalnia dworcowa niż jedna z filii amerykańskiego koncernu. Wtapiamy się w środowisko. W środku TV, Wi fi, ciepło, znane standartowe potrawy. Źle nie jest. Byle do rana...
Rano wsiadamy w pociąg ruszając w dwudziesto-czterogodzinną drogę do Kunming.
Dojeżdżamy na miejsce przed godziną ósmą rano. W pobliskim konsulacie Wietnamu Ania zostawia paszport z prośbą o wizę. Zatrzymujemy się na uliczne jadło. Dostaje kanapkę z podejrzanie zdechłym mięsem. Smak nietypowy. Bardzo dziwny. Pies ?!? Psa mi w bułkę włożyli ?!?
Po pierwszym szoku zaczynam powoli składać fakty. Przecież mięso psa podobno wcale nie jest tanie, a za to tutaj dałem grosze. Poza tym czytałem ,że jest sprzedawane tylko w niektórych partiach Chin, a Kunming na tej liście nie było. Uspokoiłem się. Grunt to sobie jakoś wytłumaczyć i w to uwierzyć. To nie pies. To pewnie tylko szczur...
W umówionym miejscu spotykamy się z Moniką i już w trójkę ruszamy na stacje autobusów znajdującą się w pobliżu dworca. Tam w ogólnym chaosie przemieszczających się przedstawicieli chinskiego narodu odnajdujemy nasz przystanek. Podjeżdza rozklekotany ,szary minibus. Pakujemy się do środka. Za sześć godzin dotrzemy do Dali. Podróż trwa...